"Press" - 8 (79) (15.08-14.09.2002)

Rozmowa z redaktorem naczelnym "Tygodnika Powszechnego" ksiedzem Adamem Bonieckim

Dziennikarz nie klaszcze

Warto sie tak przejmowac atakami "Naszego Dziennika" i Radia Maryja na Ksiedza i na "Tygodnik Powszechny"?

Snu z oczu one mi nie spedzaja. Martwie sie jednak nimi, dlatego ze ludzie, ktorym chcialoby sie powiedziec pare waznych rzeczy, nie wezma do reki "Tygodnika" po tym, co o nas przeczytaja w "Naszym Dzienniku". Bierze sie tam jakis cytat z artykulu w "Tygodniku" albo artykul tak sie streszcza, by pokazac, ze "Tygodnik" jest antykoscielny i antypapieski. Oto przyklad: przed dwoma laty zorganizowalismy dyskusje na temat religijnosci w Polsce. Glownym jej uczestnikiem byl ksiadz Tomasz Weclawski. Zagail mniej wiecej tak: "Wyobrazmy sobie, ze przyszedl moment, ze nie ma Jana Pawla II. Nie ma polskiego Papieza. Jak wtedy bedzie wygladal nasz katolicyzm?". Zalozenie bylo czysto metodologiczne. Tymczasem "Nasz Dziennik" obszernie omowil te dyskusje, wychodzac od twierdzenia: Ksiadz Weclawski ze swoim "Tygodnikiem Powszechnym" marza, zeby nie bylo juz Jana Pawla II, i kombinuja, jak urzadzic wtedy Kosciol. Rece opadaja. Nie prowadzimy polemik z "Naszym Dziennikiem", bo on ich nie prowadzi - nie drukuje sprostowan. Szkoda, ze nie ma tu zadnej plaszczyzny dialogu. Ksztaltuja duza grupe odbiorcow w sposob niebezpieczny: za pomoca filozofii ksenofobicznej z podbarwieniem antysemickim, antyeuropejskiej i zbudowanej na leku przed swiatem i zmianami. Postawa "Naszego Dziennika" czy Radia Maryja - te srodowiska mozna niemal utozsamiac - zbudowana jest bowiem na poczuciu zagrozenia. Wiem, co mowie, bo Radia Maryja slucham, jezdzac samochodem po Polsce.

Dlatego ze stacja ojca Rydzyka ma najwiekszy zasieg i jako jedyna jest odbierana w calej Polsce?

Nie tylko, choc rzeczywiscie Radio Maryja slychac nawet w Slowacji. Czesto ludzie, ktorzy pisza do mnie, powolujac sie na nie, zarzucaja mi, ze na pewno go nie slucham. Wiec slucham. Poza tym Radio Maryja to fenomen powazny. Nalezaloby zrobic poglebiona analize jego programu. Nie mozna z nim walczyc na zasadzie podgryzania. Takze dlatego, by nie wylac dziecka z kapiela - to radio ma audycje uzyteczne, szczegolnie dla ludzi starszych, poboznych.

Nikt w Kosciele nie analizowal programu Radia Maryja?

Nie znalazlem takiej analizy i nie sadze, by powodem byl strach przed ojcem Rydzykiem. Raczej niewydolnosc - sprawy pilne staja na przeszkodzie sprawom waznym. Mam jednak nadzieje, ze taka analize zrobimy. Jedyny artykul, ktory napisalem o Radiu Maryja, "Nasz Dziennik" ocenil jako pelen nienawisci. Ja zwracalem sie w tym tekscie do urzedowego Kosciola o wyjasnienie jego stanowiska. Papiez kiedys powiedzial: "Radio Maryja, katolicki glos w kazdym domu" - ale przed laty. Tymczasem oni wciaz to wykorzystuja na antenie. A przeciez, gdy w 1997 roku Papiez przyjechal do Polski, bylo zapowiadane jego spotkanie z Rodzina Radia Maryja w Zakopanem i spotkania nie bylo, a Ojciec Swiety ani nawet o Radiu nie wspomnial. W 1999 roku niby mial odwiedzic siedzibe Radia w Toruniu - nie odwiedzil. Jedni biskupi wystepuja na jubileuszu tej stacji, inni sa jej wyraznie niechetni.

Podobno zapraszal Ksiadz ojca Rydzyka do redakcji "Tygodnika Powszechnego" - bez skutku.

Wracalismy jednym samolotem z konsekracji biskupa Dziwisza. Bylem wtedy generalem Zgromadzenia Ksiezy Marianow. Radio Maryja bylo juz potega. Ksiadz Rydzyk podszedl do mnie: Musimy porozmawiac o marianach, zaczal. Ja na to: Ostroznie, bo ja sie identyfikuje z "Tygodnikiem Powszechnym". Wtedy bardzo uprzejmie odpowiedzial: To bedziemy rozmawiali o "Tygodniku". I zaczal oskarzac jednego z kolegow z redakcji, ktory cos o nich napisal. Powiedzialem wiec: Prosze ksiedza, niech ksiadz da kiedys wywiad do "Tygodnika", porozmawiamy, wyjasnimy rozne sprawy. On na to: Nie, bo sfalszuja. Kiedy potem bylem w Toruniu, poszlismy z kolega do Radia Maryja. Ksiadz Rydzyk byl zajety, wiec zostawilem mu bilecik, przypominajac o zaproszeniu. Nie odpowiedzial. On nie lubi konfrontacji. Dwa razy bylem na panelach, w ktorych zapowiedziano jego uczestnictwo - nigdy sie nie pojawil.

Nie ma Ksiadz poczucia, ze "Tygodnik Powszechny" stal sie ofiara pluralizmu w mediach katolickich? Silniejsze staly sie - jak je Ksiadz nazywa - media dla poboznych dusz, np. "Gosc Niedzielny", i media forsujace konserwatywny, zasciankowy katolicyzm - jak Radio Maryja.

Nie podoba mi sie tu slowo "ofiara". Nie jestesmy zadna ofiara. Zmienila sie mapa mediow, w tym i katolickich. Kiedys bylismy jedynym uznawanym przez Kosciol pismem - byla to sytuacja nienormalna, uprzywilejowana, a takie uprzywilejowanie moze byc demoralizujace. Nie do pomyslenia jest juz sytuacja, ze pismo elitarne bedzie masowo czytane - a tak bylo z "Tygodnikiem" przed 1989 rokiem. Teraz stajemy wobec rzeczywistych potrzeb ludzi interesujacych sie sprawami Kosciola. Okazuje sie, ze jest ogromne zapotrzebowanie na takie pisma, jak - szanowany przeze mnie - "Gosc Niedzielny". Moze dlatego, ze daja poczucie komfortu psychicznego, bo nie dotykaja problemow kontrowersyjnych. A jesli juz, to zawsze udzielaja uspokajajacej odpowiedzi.

Ale biskupi tez nie czytaja "Tygodnika Powszechnego". W kazdym razie nie manifestuja tego, jak kiedys.

Wiem, ze sa biskupi, ktorzy czytaja "Tygodnik Powszechny", lecz wsrod pism, ktore leza w ich poczekalni dla ksiezy, go nie ma.

Czytaja Was po kryjomu, tak jak niektorzy czytaja "Nie"?

Gdy ich o to pytalem, zaden nie odpowiedzial jasno. Mowili: "Nie lezy tam? To ciekawe, ja zawsze dostaje". A jeden na moja prosbe, by moze kladl "Tygodnik" wsrod innych gazet w poczekalni, odpowiedzial niby zartem: "To powazna sprawa, musze sie skonsultowac z moja rada duszpasterska". Moze sie boja, ze zostana przypisani do srodowiska "Tygodnika Powszechnego", ktoremu przyprawiono dosc skutecznie gebe pisma filosemickiego, liberalnego badz lewicowego, dla ktorego obojetne sa sprawy ojczyzny i Kosciola.

No, jezeli "Tygodnik" drukuje takie teksty, jak ksiedza Musiala - uderzajace w ksiedza Jankowskiego i krytykujace postawe Kosciola wobec antysemityzmu - to ma wiekszosc biskupow przeciwko sobie. Jak sie Ksiadz czuje, bedac w sprawie Jedwabnego blizej SLD-owskiego prezydenta niz katolickich biskupow?

Kiedy wysiadlem z autobusu, ktorym pojechalem na uroczystosci odsloniecia pomnika w Jedwabnem - zreszta byl to bus z Kancelarii Prezydenta - podeszla do mnie pewna dziennikarka: "Dobrze, ze ksiadz jest. Dzwonil biskup Gadecki i prosil, by ksiadz w czasie modlitw reprezentowal dzis Kosciol katolicki. Rabin Schudrich czeka, zeby to omowic". Kiedy potem pytano mnie, dlaczego Episkopat nie byl reprezentowany, moglem odpowiedziec: jak to nie byl? Byl. Postawa Kosciola w sprawie Jedwabnego nie jest dosc klarowna. Ze strony biskupow spotykam sie, z nielicznymi wyjatkami, z ogromna zyczliwoscia i szacunkiem. Nie mam poczucia, by "Tygodnik" w oczach hierarchii uchodzil za pismo, ktore dziala przeciwko Kosciolowi.

Lecz oficjalnie biskupi nie staja za ksiedzem i "Tygodnikiem", takze w kwestii Jedwabnego. Nie ma poparcia.

Nie wiem, na czym mialoby ono polegac. Sa pewnie media (i nie mam tu na mysli tylko mediow katolickich), ktore zabiegaja o jakies instytucjonalne poparcie, ale traca przez to swoja niezaleznosc. Roznica pogladow dobrze swiadczy o Kosciele. Tylko smutne, ze nie zawsze w Kosciele mozemy rozmawiac o wszystkim. Dlaczego jezeli napiszemy cos, co zdaniem ktoregos biskupa nie jest w porzadku, nie przysle on do nas artykulu polemicznego, w ktorym powali nas zelaznymi argumentami? Przeciez my ten artykul wydrukujemy. Mysle jednak, ze w gruncie rzeczy nasi biskupi wiedza, ze podejmujemy wazne problemy, ktore koscielnym pismom trudno podejmowac. Kardynal Wojtyla reagowal - pisal listy i artykuly do "Tygodnika". Zreszta i teraz mamy w Episkopacie przyjaciol, ktorzy zyczliwosc okazuja m.in., reagujac na to, co i jak piszemy. Bardzo za te e-maile czy telefony jestem wdzieczny, choc bynajmniej nie sa to same pochwaly, wprost przeciwnie. Bardzo je sobie cenie.

To straszne dla gazety, gdy najwazniejsi czytelnicy pomijaja ja milczeniem.

Nie straszne, tylko dziwne... Poza tym: mozna by dyskutowac, kto jest dla gazety najwazniejszym czytelnikiem. Chyba nie sadzi pani, ze wydajemy pismo dla biskupow? Faktem pozostaje, ze gdy sie dzieje cos waznego w sferze zagadnien moralnych, w sprawach panstwa czy Kosciola - kogo radia, gazety i telewizje prosza o opinie? Nas prosza.

Po wyborze na naczelnego "Tygodnika" stwierdzil Ksiadz: "Zostalem wybrany jako dziennikarz... chociaz ksiadz". Czesto boryka sie Ksiadz z problemem podwojnej lojalnosci - wobec Kosciola i wobec zawodu dziennikarskiego?

Najbolesniej odczulem to przy okazji druku wywiadu z ksiedzem Tomaszem Weclawskim (w ktorym wyjasnil on sprawe oskarzenia arcybiskupa Juliusza Paetza - przyp. red.). Nie mialem watpliwosci, ze jesli czlowiek, ktory zostal publicznie oskarzony przez arcybiskupa, okreslony jako jeden z "ludzi bez twarzy, bez imienia i nazwiska, ktorzy szkaluja", chce publicznie powiedziec to, co ma do powiedzenia - z twarza, imieniem i nazwiskiem - ma prawo to zrobic. Bylem przekonany, ze moim ludzkim, chrzescijanskim i dziennikarskim obowiazkiem jest dac mu mozliwosc mowienia. Byla jednak druga perspektywa - troska o wizerunek Kosciola. Przekonanie, ze jezeli Papiez juz zdecydowal, nie nalezy do tej sprawy wracac.

Biskupi ponoc dzwonili, by Ksiadz wywiadu nie drukowal.

Tuz przed drukiem mialy miejsce trudne rozmowy. Nikt mi jednak niczego nie nakazywal. Prosili, by nie drukowac wywiadu - wlasnie w imie lojalnosci. Kiedy odpowiedzialem, jaka jest moja decyzja - odniesli sie do tego z szacunkiem. Jeden z rozmowcow powiedzial, ze dzwoni w imieniu wysokich wladz i autorytetow Kosciola. Te rozmowy i decyzja sporo mnie kosztowaly, pierwszy raz w zyciu znajdowalem sie w takiej sytuacji. Jestem przekonany, ze decyzja o druku byla sluszna i potrzebna.

Byla jednak wynikiem ewolucji: pierwszy tekst Ksiedza po ujawnieniu sprawy abpa Paetza stanowil bowiem pochwale mediow, ktore - wiedzac o sprawie - powstrzymaly sie od publikacji, jak np. "Gazeta Wyborcza". Od pochwaly wstrzemiezliwosci mediow do druku opowiesci swiadka.

Alez skad, nie bylo zadnej ewolucji. Wtedy wiedzialem, ze sprawa jest przedmiotem badan Stolicy Apostolskiej. Znajac sposob dzialania tej instytucji, bylem przekonany, ze naciski mediow tylko opoznia decyzje. Gdy wiec Adam Michnik zapytal mnie, czy sadze, ze powinien opublikowac materialy, ktore ma, odpowiedzialem: Jezeli chcesz miec bombe, to wal. Jezeli ci chodzi o uzdrowienie sytuacji, wstrzymaj sie. I Adam powiedzial: Chodzi mi o uzdrowienie sytuacji. Potem sytuacja byla inna. Mleko zostalo rozlane. Sprawa stala sie publiczna, a sytuacja - coraz bardziej niejasna. Ksiadz arcybiskup Paetz zaciemnil ja swoim wystapieniem jeszcze bardziej i wygladalo na to, ze ksiadz Weclawski zostal wystawiony na publiczny ostrzal. Druk wywiadu z nim to nie byl dylemat sumienia, raczej lojalnosci - wobec ludzi, ktorych szanuje, do ktorych mam zaufanie, a ktorzy mnie prosza o cos, czego sumienie nie pozwala mi zrobic. Cale zycie staralem sie nie zawiesc zaufania Kosciola i teraz jego przedstawicielom musialem odpowiedziec: niestety, to niemozliwe.

Po publikacji glosnego tekstu ks. prof. Paula Zulehnera, krytykujacego pontyfikat Jana Pawla II, "Tygodnik" odsadzono od czci i wiary, a Ksiedzu zarzucono nielojalnosc wobec Kosciola.

Przede wszystkim Zulehner nie napisal artykulu "krytykujacego pontyfikat". Tak sprawe ustawila "Niedziela". Napisal o Janie Pawle II z podziwem i uznaniem. Ale ksiadz profesor Zulehner, cieszacy sie zreszta duzym autorytetem w Kosciele, pokazal tez slabe strony pontyfikatu. Wydaje mi sie, ze bezkrytyczny zachwyt jest "wciskaniem ciemnoty". Uwazam, ze ten artykul byl dla polskich katolikow bardzo potrzebna operacja

- choc pewnie nieudana, bo wielu ludzi niczego nie zrozumialo ani z tekstu, ani z wywolanej tym tekstem dyskusji. To zreszta jeszcze jeden przyklad na to, jak - mimo calego entuzjazmu

- jestesmy impregnowani na jego nauki.

Nie ma Ksiadz poczucia, ze walczy z wiatrakami? Jako ksiadz jest outsiderem w ludowo-walczacym Kosciele, a jako dziennikarz - jest zbyt zwiazany z Kosciolem, by byc skuteczny.

To nie sa wiatraki, tylko realne problemy. Nie wiem tez, co mialaby znaczyc w tym przypadku "skutecznosc dziennikarska". Wystarczy mi, ze nasi czytelnicy dowiedzieli sie z lamow "Tygodnika" prawdy. A dziennikarz powinien byc outsiderem, to akurat wychodzi mu na zdrowie. Jednak - oczywiscie - stereotypy utrudniaja odbior. Kiedy np. w telewizji wystepuje ksiadz w ciemnym garniturze, w koloratce, jakby w mundurze, z gory wiadomo, czego sie mozna po nim spodziewac, ze bez wzgledu na to, co mysli, bedzie musial pewnych rzeczy bronic. Coz mi pozostaje? Staram sie mowic to, o czym jestem przekonany. Chyba nie zdarzylo mi sie "recytowac kwestii", dlatego ze taka jest wersja urzedowa. To zreszta nie jest trudne, bo Kosciol jest moim swiatem. Jesli wolno uzyc tego wielkiego slowa - bo kocham Kosciol i chce, zeby Kosciol byl dobrze rozumiany. Pociecha dla mnie sa ci czytelnicy - takze ksieza i klerycy - ktorzy mowia mi, ze im pomagamy trwac w Kosciele. Bo jesli teraz - jak powiedzial Pawel VI - jest czas swiadkow, a nie nauczycieli, to chce byc swiadkiem autentycznym.

Jak media na swiecie przyjelyby rezygnacje Jana Pawla II?

Jako smakowity temat - w ogromnej wiekszosci. Nie dlatego, ze nie doceniaja Jana Pawla II. Media ani nie oplakuja papieza, ktory umarl, ani nie ciesza sie z nowego - traktuja to jako material, ktory swietnie idzie. Ustapienie Papieza byloby newsem. Nie mowie o poszczegolnych dziennikarzach - ludziach. Ale media jako takie z natury sa okrutne. Bez zludzen.

Na wypadek smierci Papieza najwieksze stacje wykupily juz dobre miejsca wokol placu sw. Piotra, a najwieksze gazety na Zachodzie maja gotowe teksty posmiertne. Czy "Tygodnik Powszechny" ma gotowy taki tekst?

Nie wiem dokladnie, jak jest z tym wykupywaniem miejsc. Opowiadano np., ze polski osrodek przy Watykanie zostal przeniesiony, bo budynek wynajela niemiecka telewizja wlasnie w tym celu. Okazalo sie, ze to nieprawda. Wracajac do pytania. "Tygodnik" istnieje ponad pol wieku i w ostatnich latach odeszlo wielu ludzi dla nas waznych i drogich nam, i bardzo nam bliskich. Wydawane wtedy numery poswiecone Tischnerowi, Turowiczowi czy Herbertowi byly naprawde dobre. I powstawaly ad hoc. Nie mielismy w teczkach - jak to we Wloszech nazywaja - "krokodyli", materialow przygotowanych "na wypadek". Ci ludzie byli nam zbyt bliscy, zeby za ich zycia cos takiego przygotowywac. Z Papiezem tez tak jest.

Slyszal Ksiadz o istnieniu specjalnej instrukcji Watykanu zalecajacej telewizjom, by nie pokazywaly Papieza w duzych zblizeniach, nie podkreslaly objawow choroby?

Nie slyszalem. Zauwazylem natomiast, ze Telewizja Polska - zapewne bez zadnej instrukcji - zmienila troche sposob pokazywania Papieza. Wyjatkowo zdarza sie eksponowanie momentow jego fizycznej slabosci. Ale wynika to chyba ze zwyklej ludzkiej kultury, a nie z instrukcji.

Nie denerwowala Ksiedza postawa polskich dziennikarzy podczas poprzednich pielgrzymek Papieza? Ten natchniony ton sprawozdan, rezygnacja z bezstronnej relacji?

Powiem wiecej: odnosilem wrazenie, ze to irytowalo Papieza. Ze pewne jego zarty byly probami rozladowania takiej balwochwalczej aury. Na przyklad gdy przyjechal do Lichenia, ludzie krzyczeli: "Witaj w Licheniu!", a on zartowal, ze slyszy: "Witaj, ty leniu!".

Dziennikarze tez ulegali tej psychozie.

Moj wloski przyjaciel, wytrawny dziennikarz, instruowal mnie: pamietaj, dziennikarz nigdy nie klaszcze, dziennikarz nigdy nie placze, dziennikarz nigdy sie nie obraza. To nie zawsze jest latwe. Wokol tlum ludzi w podnioslym nastroju, fala sama niesie. Poddawanie sie temu nie jest dobrym dziennikarstwem, ale pojsciem na latwizne. Nalezy oddac nastroj, ale zachowac dystans. Jesli zas czlowieka wezmie, trzeba sie schowac pod lawke i przeczekac. Dziennikarz jest okiem i uchem, obserwatorem, czasem nieco przewodnikiem, pomagajacym nie zgubic sie w nadmiarze atakujacych odbiorce bodzcow. Jesli trzeba, mozna tak opisac wydarzenie, zeby odbiorce chwycilo za gardlo i mial lzy w oczach. Ale zeby to zrobic uczciwie, samemu trzeba zachowac dystans. Nalezy tez pamietac, ze pracujemy i dla tych ludzi, ktorzy Papieza nie lubia. Emocjonalna, egzaltowana relacja w ich oczach bedzie po prostu smieszna. Naszym zadaniem zreszta nie jest zjednywanie Papiezowi sympatykow (sam sobie z tym doskonale radzi), ale relacja. Dodam jednak, ze bardziej niebezpieczna od entuzjazmu jest nieobca mediom ignorancja.

Mowienie o chorobie Papieza stalo sie w Polsce takim tabu, jak dawniej choroby przywodcow partyjnych.

No nie, to jednak przesada. Chocby Marek Lehnert w "News-weeku". Widze tu dwie skrajnosci. Z okazji ostatnich urodzin Papieza prasa zachodnia zajela sie analizowaniem stanu jego zdrowia, definiowaniem jego chorob, przewidywaniem ich rozwoju i to w najgorszych scenariuszach. W dobrym guscie to nie bylo. Z drugiej strony Jan Pawel II sam przelamal to tabu. Gdy po zamachu przebywal w klinice Gemelli i fotografowie z narazeniem zycia (wspinaczki po gzymsach) usilowali zrobic zdjecie chorego papieza, Jan Pawel II wezwal swojego fotografa Artura Mari i polecil mu zrobic kilka zdjec, jak lezy w szpitalnym lozku, z podlaczonymi kroplowkami. Potem kazdy mogl takie zdjecie za drobne 5 tys. lirow sobie nabyc. W polskich mediach zawsze jestesmy opoznieni. Winny jest tez koscielny, stary styl, gwaltowne chronienfe Papieza: Papiez zawsze czuje sie dobrze, co najwyzej jest tylko lekko zaziebiony albo lekko zmeczony. Moze zreszta u nas tez w gre wchodzi kwestia taktu, wynikajaca z poczucia, ze Jan Pawel II jest osobiscie bliski bardzo wielu Polakom. A o chorobach bliskich mowimy nieco inaczej.

Jan Pawel II przyjezdza do kraju, do Kosciola, w ktorym nie zostaly zalatwione takie sprawy, jak ksiedza z Bochni czy arcybiskupa Paetza. Spodziewa sie Ksiadz, ze Papiez poruszy te tematy?

W "Tygodniku" opublikowalismy liste tematow z retorycznym pytaniem, czy Papiez sie tym zajmie. Wsrod nich wymienilem obie te sprawy, a takze Radio Maryja. Obawiam sie, ze Ojciec Swiety tych spraw nie poruszy. W czasie pielgrzymek nie rozwiazuje szczegolowych, lokalnych problemow ani nie podejmuje zadnych pontyfikalnych decyzji. Rozwiazywanie lokalnych problemow nalezy do Kosciola lokalnego. Jesli sie okaze potrzebna interwencja wyzszego szczebla, Ojciec Swiety zrobi to z Watykanu. Ma tam do pomocy specjalne dykasterie do poszczegolnych kategorii spraw. Papiez nie jest oberbiskupem, jest "pierwszym wsrod rownych". Jednak w przemowieniach podejmuje aktualne w danym miejscu zagadnienia wprost, lub przynajmniej robiac do nich aluzje.

Nie boi sie Ksiadz, ze bedzie pokutowal w czysccu za to, ze nie unowoczesnil makiety "Tygodnika"?

Nie boje sie. Po pierwsze - jak wynika z, naszych ankiet - sadze, ze nie ma to az tak wielkiego wplywu na czytelnictwo. Ponuro wyglada - ten poglad laczy nas i czytelnikow - prasowa "urawnilowka", jeden obowiazujacy standard. Po drugie, kiedy nadejdzie odpowiedni czas - format zmienimy. Budujemy teraz mocne podstawy funkcjonowania pisma. Jestesmy samowystarczalni, tytul nie jest na minusie.

Jest Ksiadz przeciwko stanowisku asystenta koscielnego w mediach katolickich, a nasze katolickie media wrecz o takiego asystenta zabiegaja.

Nie rozumiem tego, w prawie koscielnym nie istnieje stanowisko asystenta koscielnego przy redakcji pisma. Ono powstalo w czasach komunistycznych dla "Tygodnika Powszechnego", by zamanifestowac, ze nalezy on do - jak sie to mowilo - stanu posiadania Kosciola katolickiego. Nigdzie na swiecie nie ma asystentow koscielnych pism. To, ze polskie media takich maja, rozumiem jako pewien brak pewnosci siebie i koniecznosc instytucjonalnego potwierdzenia, jakby kwitu.

A Ksiadz na stanowisku naczelnego to nie jest "kwit"? Dwa lata temu mowil Ksiadz, ze jest "pomostem miedzy Jerzym Turowiczem a nastepnym swieckim redaktorem, ktoremu przyjdzie przekazac pismo katolickie, wiec niezalezne, zdolne do krytycznej analizy tego, co sie dzieje w Kosciele". Wciaz Ksiadz uwaza, ze to nie byl dobry pomysl?

Jak juz pani mowila: ksiadz to zawsze ksiadz. Poniewaz taki stereotyp u nas funkcjonuje, moze to stwarzac pewna dwuznacznosc w pismie, ktore przez zalozyciela, kardynala Sapiehe, zostalo powierzone swieckim. "Tygodnik" jest pismem katolikow swieckich, wiec gdybym kiedys mial wskazac nastepce, szukalbym go wsrod swieckich. Tymczasem pozostaje mi lamanie stereotypow, co takze jest rola dziennikarza.

Rozmawiala Renata Gluza

Ks.Adam Boniecki rozpoczal prace w "Tygodniku Powszechnym" w 1964 roku. W1979 roku zostal redaktorem naczelnym polskiego wydania "L'Osservatore Romano" w Rzymie, w 1991 roku wrocil do Polski i zostal redaktorem i asystentem koscielnym "TP", w latach 1993-1999 byl przelozonym generalnym Zgromadzenia Ksiezy Marianow. Od sierpnia 1999 roku jest redaktorem naczelnym "TP"


 Powrot do strony glownej
Powrot do strony - Prasa o Rydzyku

E-mail
 

(C) Marek Klodarczyk