"Gazeta Wyborcza" - 06.12.1997

KOSCIOLA DROGI DO EUROPY

„Euronadzieja” polskich biskupow rzymskokatolickich po powrocie z Brukseli konczy epoke przerazenia Europa wsrod najwyzszej hierarchii. Czy rozpali na nowo spor z tymi, ktorzy lekow sie nie wyzbyli?

Ktoz kilka lat temu spodziewal sie uslyszec od Prymasa Polski kard. Jozefa Glempa takie slowa: „Kosciol nie boi sie zjednoczonej Europy, wprost przeciwnie, patrzy na ten proces z nadzieja”. Dopowiedzmy slowami bp. Tadeusza Pieronka: „Kosciol w Polsce boi sie zjednoczonej Europy. Ale zjednoczonej Europy nie wolno sie bac. Europe nalezy zaakceptowac jako wspaniala szanse, trudne wyzwanie i wielkie zadanie apostolskie Kosciola”. Sprzecznosc tych deklaracji jest pozorna. Bp Pieronek - najwiekszy moze oredownik europejskiej integracji w Episkopacie Polski - zwraca uwage na lek, ktory w Kosciele istnieje. I Prymas, i sekretarz generalny Episkopatu apeluja o wyzbycie sie tego leku. Potwierdzaja to oficjalne glosy biskupow po ostatniej Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski.

Klopot, jaki ma polski Kosciol z Unia Europejska, jest poniekad tozsamy z klopotem, jaki mial po roku 1989 z demokracja, gospodarka rynkowa i wspolczesna kultura. Odpowiedz na pytanie, jak sobie w przyszlosci poradzi z wyzwaniem europejskim, zawiera sie czesciowo w niedawnej przeszlosci; w tym, jak radzil sobie z nowymi czasami.

Trzy zderzenia

Najgorzej poszlo ze wspolczesna obyczajowoscia i kultura. Gdy zniknal marksizm-leninizm jako ideowy wrog chrzescijanstwa, w jego miejsce wielu ludzi Kosciola podstawilo innego wroga - liberalizm. Postawe te celnie opisal Jaroslaw Gowin w „Kosciele po komunizmie”. Jej fundamentem bylo przeniesienie myslowych klisz i zyciowych doswiadczen z czasow dyktatury do demokracji. Strescic ja mozna tak: skoro w czasach komunistycznej dyktatury wiekszosc niepowodzen w dzialaniach Kosciola wynikala z programowej walki panstwa z religia i Kosciolem, to winnym dzisiejszych niepowodzen sa rowniez jakies sily planowo walczace z katolicyzmem. Nazwano je „liberalnymi”. Jednak odsadzajac od czci i wiary „liberalizm” nie podejmowano - na ogol - filozoficznej dysputy z tym pradem umyslowym, bardzo zreszta niejednorodnym. „Liberalizm” stal sie smietnikiem, do ktorego wrzucano odpadki i odpryski wspolczesnego swiata: pornografie, kult pieniadza, przemoc, narkotyki etc. Te elementy w koscielnej krytyce wspolczesnosci ksztaltowaly przerysowany, nierzadko zafalszowany, jej wizerunek. Takze wizerunek wspolczesnej Europy, do ktorej Polska aspiruje.

Katolicka krytyka Europy i swiata wyplywala z przekonania o antychrzescijanskim charakterze wspolczesnej kultury, nazwanej przez Papieza „cywilizacja smierci”. Tu tkwi pewien paradoks: Kosciol polski, ktory glosil, ze nigdy z Europy nie wyszlismy, ze jej duchowosc ma zrodla chrzescijanskie, zarazem obawial sie Europy. Obawial sie, gdyz wspolczesna europejskosc kojarzono bardziej z aborcja czy pornografia niz Ewangelia. A skojarzenie to sklanialo do pesymistycznej diagnozy, ze cala Europa jest zepsuta. I rodzila sie obawa, iz wejscie do UE rowna sie przyjeciu obywatelstwa dzisiejszego Babilonu.

Wypada stwierdzic, ze katolicka krytyka nie jest pozbawiona podstaw. Jej ulomnosc polega jednak na tym, ze swoje racje manifestuje czesto jako nieufnosc wobec wolnosci i demokracji en bloc. Trafne nierzadko diagnozy co do slabosci swiata Zachodu prowadzily do utozsamienia czesci z caloscia. Innymi slowy - prowadzily do mylnego wniosku, ze taki jest caly ten swiat. Zarazem, krytykujac totalnie wspolczesna cywilizacje, tracili ludzie Kosciola szanse na to, by miec wplyw na jej przemiane w duchu ewangelicznym. Bo odrzucenie zrywa nic dialogu, bo odrzucony nie chce sluchac pouczen.

Latwiej poszlo Kosciolowi i katolickiej refleksji z rynkiem. U poczatkow III RP biskupi wspierali dobrym slowem liberalny rzad Mazowieckiego i odcinali sie od populistycznej demagogii. Owszem, dal o sobie znac nurt otwarcie antykapitalistyczny, traktujacy rynek jako wspolnika grzesznego relatywizmu, ale gory jednak nie wzial. Inne glosy, np. w obronie ubogich, nie wyplywaly z ideologicznej wrogosci do rynku, ale z troski o slabszych. Echo tej postawy zabrzmialo m.in. w slowach bp. Pieronka, ktory w czwartym roku transformacji przyznal, ze Kosciol winien bardziej upominac sie o rozbitkow reformy.

Katolicki spor z demokracja zogniskowal sie w pytaniu: czy demokracja winna byc narzedziem realizacji prawdy, ktorej nosicielem i glosicielem jest Kosciol? Znaczaca czesc ludzi Kosciola udzielala - posrednio - odpowiedzi na tak. Swiat laicki - uznajac, iz demokracja to jedynie sposob kompromisowego uzgadniania rozbieznych interesow i system „etycznego minimum” - wszedl z Kosciolem w spor. Spor ten wyrazil sie w dyskusjach o religii w szkole, o „wartosciach chrzescijanskich” w prawie, o ustawie antyaborcyjnej, o konkordacie, o zaangazowaniu duchowienstwa w polityke.

Napiecie miedzy katolicyzmem a demokracja jest poniekad nieusuwalne. Ale nie musi ono prowadzic do „zimnej wojny”. Zrodla „wojennej”, antydemokratycznej postawy w obrebie katolicyzmu ks. Jozef Tischner opisuje tak: „Podstawowy zarzut, jaki stawiala kiedys katolicka nauka spoleczna demokracji, a dzis stawia go nadal doktryna lefebvryzmu, brzmial: demokracja przyznaje takie same prawa bledowi, jak i prawdzie, co oznacza relatywizacje prawdy. Aby uniknac relatywizmu, katolicy - glosi ta doktryna - powinni domagac sie od panstwa jakiegos szczegolnego statusu prawnego, odrebnego od innych religii, wyznan lub ideologii. Chodzi o to, by widoczna stala sie roznica miedzy prawda chrzescijan a nieprawda reszty swiata (...) Czy takze u nas mozna spotkac podobna krytyke demokracji? Owszem, tak”.

Europa masonow

Optymistyczne deklaracje delegacji biskupow po powrocie z Brukseli nie anuluja ani nie uniewazniaja lekow przed Europa, jakie sa zywe w polskim Kosciele.

Wystarczy posluchac o. Tadeusza Rydzyka, dzis w sposob oczywisty skonfliktowanego z Episkopatem: „co sie z Toba stalo Polsko?... dlaczego chcecie wejsc do Europy powtarzajac wszystkie bledy Europy, dlaczego chcecie kopiowac to, co jest tam najgorsze, dlaczego jestescie tak naiwni?”. Z innej wypowiedzi w Radiu Maryja: „(Bruksela to miejsce), gdzie laczy sie Europa, ale nie w duchu chrzescijanskim (...) laczy sie w duchu liberalnym, masonskim”.

Podobne leki znajdziemy w zbiorze homilii abp. Jozefa Michalika, ktory najpierw stwierdza, ze „krzyz Chrystusa, jego Ewangelia i sakramentalne zycie laski stworzyly cala kulture europejska”, po czym przechodzi do ataku: „Laicyzm, ktory narzucano nam przez cale lata, dzisiaj przybiera nazwe liberalizmu i kapitalizmu. Dawniej Wschod, a dzis i Zachod bedzie domagal sie, aby Polska zaakceptowala pelny liberalizm spoleczny, polityczny, a takze ideowy, religijny. Stajemy oto wobec nowej formy totalitaryzmu, czyli nietolerancji dla dobra, dla praw Bozych, aby bezkarnie szerzyc zlo i w efekcie znow skrzywdzic najslabszych”.

Antyeuropejskie fobie to jeden z najciezszych bagazy, jakie polski Kosciol zabiera w podroz do Europy.

Prawa Brukseli

Czy koscielni „euroentuzjasci” (cudzyslow nieprzypadkowy: chodzi raczej o ostrozna zyczliwosc niz entuzjazm) zdolaja uniesc ten bagaz? Jaka jest ich perspektywa?

W opinii bp. Pieronka „Kosciol bedzie dazyl do przywrocenia Europie chrzescijanskiej swiadomosci, ktora stanowila i moze stanowic nadal ducha Europy, o ktorego upominaja sie dzisiaj jej przywodcy”. Polscy biskupi dostali w Brukseli znak, ze unijne oczekiwania wobec Kosciola sa bliskie ich aspiracjom. Wedlug relacji towarzyszacych biskupom dziennikarzy-tlumaczy Jaroslawa Glodka OP i Marcina Przeciszewskiego koscielna delegacja uslyszala od wysokiego urzednika UE, Jerome Vignona, co nastepuje: „Zadaniem Kosciola w jednoczacej sie Europie jest nie tylko przypomnienie o chrzescijanskich korzeniach kontynentu, ale przede wszystkim praktyczna, codzienna ocena wszystkich zjawisk spolecznych w swietle kryteriow etycznych”.

Na sympatie biskupow dla polskich dazen do UE wplynelo tez zapewne uchwalenie przez Rade Europejska w czerwcu br. klauzuli o Kosciolach i wspolnotach religijnych. Wejdzie ona do Traktatu z Maastricht jako czesc Aktu Koncowego Ukladu Amsterdamskiego (choc jedynie w formie uzupelniajacego oswiadczenia). UE zobowiazuje sie do przestrzegania praw lokalnych Kosciolow. „Kosciol w Polsce - wnioskuje z tego ks. prof. Helmut Juros, redaktor ksiazki „Europa i Kosciol” (Fundacja ATK, 1997) - musi zatem teraz przyspieszyc starania, aby >>klauzula koscielna<< w Ukladzie o UE byla dla niego tresciowo bogata w rozwiazania odpowiadajace polskiej kulturze prawnej oraz w duchowa dynamike polskiego zycia religijnego”. Nie chcac opacznie interpretowac tego postulatu, poprzestaje na pytaniu: o jakie „tresciowo bogate” regulacje tu chodzi? Czy oprocz ratyfikacji konkordatu Kosciol bedzie domagal sie jeszcze jakiegos dodatkowego poszerzenia swoich praw i przywilejow?

Papieskie przeslanie

Trudne wskazowki co do europejskiej integracji daje Jan Pawel II. W jego nauce moga sie przejrzec zarowno koscielni „euroentuzjasci”, jak tez sceptycy i otwarci wrogowie.

W jednym ze swoich proeuropejskich artykulow bp Pieronek przytacza slowa Papieza z audiencji dla austriackich deputowanych w marcu 1997 r.: „Kosciola nigdy nie wolno naduzywac dla demagogii antyeuropejskiej oraz podgrzewania antyeuropejskich nastrojow. Dla zjednoczonej Europy nie ma bowiem alternatywy”. Trudno o bardziej jasne postawienie sprawy.

Ale abp Michalik czy ks. Rydzyk rowniez moga odnalezc w papieskiej nauce swoje mysli. Albowiem mowiac „tak” zjednoczonej Europie, Papiez przedstawia zarazem diagnoze zachodnich spoleczenstw i liberalnej demokracji jakby bliska diagnozie katolickich wrogow udzialu Polski w UE. Podczas pielgrzymki w 1991 r. mowil Papiez np.: „Nie [wolno] dac sie (...) uwiklac calej tej cywilizacji pozadania i uzycia, ktora panoszy sie wsrod nas i nadaje sobie nazwe europejskosci”. Albo: „Nie jest przywracaniem wartosci czlowiekowi spychanie go do tego wszystkiego, co zmyslowe, do tych wszystkich rodzajow pozadania, do tych wszystkich ulatwien w dziedzinie zmyslow, w dziedzinie zycia seksualnego, w dziedzinie uzywania. (...) nie jest miara europejskosci, na ktora tak czesto powoluja sie niektorzy rzecznicy naszego >>wejscia do Europy<<”.

Dziedzictwo Europy jest w nauczaniu Papieza przepolowione: jest Europa chrzescijanska i Europa, ktora odwrocila sie od Chrystusa. Dlatego potrzeba - jak mowi Papiez - „nowej ewangelizacji”. Jego odpowiedzia na przepolowienie duchowe Europy jest - jak sie wydaje - podwojne przeslanie: integracja - tak, ale wespol z „nowa ewangelizacja”.

Dwie drogi

Czy jej apostolami mieliby sie stac w krajach Unii polscy ksieza, polski Kosciol? A jesli tak, to jaka droga: ideologicznej krucjaty a la Radio Maryja czy raczej ewangelizacji w duchu - prawie nie zauwazonego w Kosciele - „Oredzia biskupow polskich o dialogu i tolerancji w warunkach budowania demokracji”?

Prognoza dla pierwszej drogi musi byc pesymistyczna, bo jej pasterze chca opiekowac sie tylko jednym gatunkiem owieczek. Swiadomie czy nieswiadomie pisza powtorke scenariusza opustoszenia swiatyn. Kreuja obraz Kosciola jako instytucji wrogiej swiatu, ciasnej, przesyconej umyslowym totalizmem. Odrzucaja tezy Vaticanum II, ktore ks. Tischner opisuje tak: „wprawdzie wartosc prawdy nie rowna sie wartosci bledu, ale godnosc osoby ludzkiej jest wszedzie taka sama. (...) >>Prawa czlowieka<<, jakie przysluguja kazdemu, przysluguja mu z racji jego godnosci, a nie z racji uznawania czy wyznawania takiej czy innej prawdy”. Nie podzielaja tez opinii, ze to demokracja najpelniej sposrod politycznych systemow respektuje godnosc czlowieka.

Ale jest dla polskiego Kosciola i katolicyzmu inna droga, ktora wyznacza „Oredzie o dialogu...”. Biskupi polscy zwracaja uwage, ze katolicy „w duchu pokory powinni przyjmowac fakt, ze wiele uczciwych i odpowiedzialnych osob bedzie uznawac za prawdziwe przekonania odmienne od ich przekonan”. Uznaja pluralizm za rzecz naturalna, a dialog za nakaz epoki, w jakiej zyjemy. Relektura „Oredzia” moglaby sie stac rodzajem duchowej katechezy dla polskich katolikow przed spotkaniem z odmiennoscia i nowoscia UE.

Czy „euroentuzjazm” polskich biskupow po powrocie z Brukseli rozpali spor miedzy tymi dwiema drogami? Pytanie to musi - na razie - zawisnac bez odpowiedzi. Niezaleznie od wyboru drogi wszyscy ludzie Kosciola zawsze beda sobie stawiac pytanie: co czynic, gdy demokracja dopuszcza moralne zlo? Pytanie to zadaja sobie zreszta nie tylko katolicy, ale i ludzie spoza wspolnoty uznajacy chrzescijanski swiat wartosci za nieusuwalny czynnik zycia spolecznego i osobistego.

I to jest inne oblicze tego samego w gruncie rzeczy sporu - o metode ewangelizacji, miejsce Kosciola w demokracji, o stosunek do wspolczesnej Europy i swiata.

Sadze, ze zarowno wzgledy moralne, jak i pragmatyczne przemawiaja za srodkami i normami pozaprawnymi - odwolywaniem sie do sumien, perswazja wzbudzajaca zaufanie, bezpieczenstwo, ciekawosc, a nie obawe. Z kolei ludzie spoza Kosciola, przede wszystkim zas jego krytycy polscy i europejscy, winni uznac, ze Kosciol musi pozostac „znakiem sprzeciwu” rowniez w systemie demokratycznym. Bo jego podstawowy „sprzeciw” nie dotyczy politycznych systemow, lecz moralnego zla. Ale znak sprzeciwu nie musi oznaczac ani przymusu, ani zerwania z grzesznym swiatem.

Kosciol roszczeniowy, walczacy, triumfujacy nie ma szans ani w jednoczacej sie Europie, ani w Polsce, ktora do Europy powraca. Dowodza tego losy Kosciola w Polsce postkomunistycznej, do ktorego zaufanie miedzy 1989 a 1995 rokiem spadlo prawie o polowe. Szansa dla Kosciola w laicyzujacym sie swiecie jest postawa cierpliwego i sluchajacego nauczyciela. Kosciola jako surowego sedziego nie bardzo chce dzis sluchac nawet niemala czesc katolickiej spolecznosci.


 Powrot do strony glownej
Powrot do strony - Prasa o Rydzyku

E-mail
 

(C) Marek Klodarczyk