"Gazeta Wyborcza" - 14.03.1998

ks. Jozef Tischner

Sarmacki wklad do integryzmu

Wchodzac na droge abp. Lefebvre’a, srodowisko Radia Maryja wierzy, ze pojdzie nia inaczej, bo Sarmata potrafi.

Integryzm” nie jest dobrym okresleniem na to, co sie dzis dzieje w religii. Podsuwa przed oczy widok jakiejs zwartej calosci, w ktorej kazda czesc zna swoje miejsce i dobrze wypelnia powierzone jej zadanie. Ale widok ten jest mylacy. Dzisiejsze uzycie slowa wskazuje raczej na skrajnosc, a nie na calosc. - Czego najbardziej brakuje „integryzmowi”, to zmyslu roztropnosci. Nie ma on wyczucia „zlotego srodka” i stad raz po raz „robi przechyl” w jedna strone.

Majac na oku dzisiejsze znaczenie pojecia, rozroznimy integryzm refleksyjny i integryzm naiwny. Pierwszy reprezentuje abp Marcel Lefebvre, krytyk Soboru Watykanskiego II, autor wielu publikacji o potrzebie wiernosci dla tradycji, w koncu schizmatyk. Cokolwiek by sie rzeklo o jego postawie, byl to wytrawny teolog, ktory szukal wsparcia w teologii. Integryzm naiwny, ktory znajduje uznanie w wielu srodowiskach w Polsce, ma charakter emocjonalny, czesto niekonsekwentny, bez troski o teologiczne poglebienie, a nawet lekajacy sie konfrontacji z teologia. Pierwszy wie, co czyni, dlatego jest winny. Drugi czyni podobnie, ale jakby bezwiednie i dlatego moze chodzic w glorii niewinnosci. Pierwszy nosi znamie kultury francuskiej, drugi jest nasz, sarmacki, zakorzeniony w sarmackiej wyobrazni i uczuciowosci: „pokazemy, ze Sarmata umie jeszcze to i owo”. Ale jeden i drugi jest gleboko antyliberalny. Pierwszy atakuje liberalizm cytatami z dawnych encyklik, drugi - zakleciami z wlasnej kuchni.

Zatem trzeba sie znow zajac integryzmem. Sa po temu dwie okazje. Pierwsza jest publikacja polskiego przekladu bodaj najwazniejszej ksiazki abp. Marcela Lefebvre’a pt. „Oni Jego zdetronizowali - od liberalizmu do apostazji. Tragedia soborowa” (wyd. Te Deum, Warszawa 1997). Ksiazka ta dolaczyla do pracy opublikowanej w 1995 r. „Kosciol przesiakniety modernizmem” (wyd. Canon-Wers, Chorzow-Poznan). Okazja druga jest dyskusja wokol Radia Maryja, w ktorej szczytem sa wypowiedzi prymasa Jozefa Glempa oraz bp. Tadeusza Pieronka, sekretarza Episkopatu. Jakby w odpowiedzi na krytyki Radia zawiazal sie Zespol Wspierania Radia Maryja, do ktorego naleza znane i cenione autorytety katolickie. To takze jest znamienne. Gdy sie blizej przyjrzec, spor ma charakter doktrynalny. U jego dna tkwi ni mniej, ni wiecej, ale wlasnie problem integryzmu, choc nie wszyscy to dostrzegaja. Oczywiscie, dotkne tylko malego wycinka tematu. Zainteresowanych odsylam do marcowego numeru miesiecznika „Znak”, ktory bedzie poswiecony w calosci integryzmowi.

Chcialbym przede wszystkim zwrocic uwage na Lefebvre’a. Jego doktryna jest u nas prawie nieznana. Tymczasem warto o niej mowic, by na tym tle okreslic lepiej wlasne stanowisko. Zdarzyc sie bowiem moze, ze Lefebvre nazwie to, co niejeden czuje, choc nazwac nie potrafi. Jestem poza tym przekonany, ze nasz spor - po wyciszeniu pierwszych emocji - przyniesie w koncu dobre owoce. Nie ma innego sposobu na dojrzewanie wiary, jak probowanie jej zarowno w ogniu integryzmu, jak i w chlodzie liberalizmu.

Zapytajmy najpierw: gdzie tkwia korzenie integrystycznej postawy arcybiskupa? Potem zapytajmy o Polske: Co dzieje sie dzis na naszym religijnym podworku?

Wspomnienia rewolucji

To, co rzuca sie najpierw w oczy u Lefebvre’a, to ostre ataki na liberalizm. Liberalizm jest zly i jest zrodlem wszelkiego zla. Zastanawia jednak, czy to sam widok idei liberalnej budzi takie reakcje, czy dochodza do tego inne okolicznosci? Nie o sam widok idei tu chodzi, lecz raczej o konkretne okolicznosci historyczne, w ktorych sie ksztaltowala. Zacznijmy wiec charakterystyke lefebvryzmu od przypomnienia okolicznosci.

Integryzm Lefebvre’a nosi zdecydowanie francuskie pietno. Jest on wyrazem swiadomosci tej czesci spoleczenstwa francuskiego - przede wszystkim arystokracji - ktora nigdy nie pogodzila sie z Rewolucja. W koncu to ona odczula na wlasnej skorze, czym byla Rewolucja i pamiec o przelanej wtedy krwi jej nie opuszcza. Nie obumarla w niej rowniez swoista „duma tozsamosci” - swiadomosc tego, ze mimo prob dochowala ona wiernosci monarchii i Kosciolowi. Szczegolnym kamieniem niezgody, jaka wciaz istnieje, jest instytucja republiki. Rewolucja zniszczyla monarchie, a ustanowila republike. Powstanie republiki jest moralna kleska narodu i katolicyzmu. Republika oznacza nie tylko koniec panowania „pomazanca Bozego”, ale rowniez koniec „spolecznego panowania Naszego Pana Jezusa Chrystusa”.

Spojrzmy na odnosny fragment historii Francji oczyma samego Lefebvre’a. „Przy okazji fakty mowia za siebie: to, czego nie udalo sie dokonac francuskiej monarchii, demokracja wprowadzila w zycie: piec krwawych rewolucji (1789, 1830, 1848, 1870, 1945), cztery obce inwazje (1815, 1870, 1914, 1940), dwukrotne pladrowanie Kosciola, wygnanie zakonow, zamykanie katolickich szkol, laicyzacja instytucji (1789 i 1901)” itd. To znamienna wypowiedz. Rewolucje i bunty, w ktorych spoleczenstwo domagalo sie uznania swej podmiotowosci, traktuje Lefebvre jako akty zawinione przez samych zbuntowanych. Takze za inwazje Niemiec faszystowskich na Francje w 1940 r. jest - wedle przytoczonego cytatu - odpowiedzialna... republika. Pod koniec cytowanego passusu dowiadujemy sie, ze konstytucja francuska „jest tworem liberalnym, antykatolickim, masonskim”.

Coz jednak poczac, skoro demokracja w koncu powstala i maleje nadzieja na powrot monarchii? Arcybiskup proponuje wyjscie: „demokracja nieliberalna”. Przykladem jest miedzy innymi „republika Chrystusa Krola w Ekwadorze za czasow Garcia Moreno w zeszlym stuleciu”. Jakie sa cechy charakterystyczne takiej „demokracji”? Przede wszystkim „respektuje ona prawowitosc monarchii”. A poza tym: „(...) jest zdecydowanie rozna od demokracji Rousseau: wladza spoczywa w rekach ludu, ale nie z pochodzenia ani nie w swym celu ostatecznym. Od Boga pochodzi wladza ludu, od Boga, jako od autora, oraz od spolecznej natury czlowieka, ale nie od jednostki-krola samego siebie”. I jeszcze dalej: „Prawa Boze (oraz Kosciola w narodzie katolickim) stanowia podstawe konstytucji. W zwiazku z tym dekalog inspiruje wszelkie prawodawstwo”. W demokracji nieliberalnej obowiazuje dosc skomplikowany system wyborow, przypominajacy pod wieloma wzgledami nasze wybory w okresie „demokracji ludowej”, w ktorych „lepsi” wybieraja „najlepszych”, a reszta w zasadzie tylko glosuje. Czytamy dalej: „Tak wiec, jezeli jakies panstwo wraz ze swoim przywodca i 98 proc. ludnosci jest katolickie, obowiazkiem glowy panstwa jest zachowac wiare, jedyne zrodlo zbawienia, wspolpracujac z Kosciolem w celu utrzymania dusz w jednosci z Panem Jezusem oraz ich zbawienia. Panstwo winno zatem odrzucic inne religie lub gdy nie ma innego wyjscia, co najwyzej je tolerowac. Oto czego zawsze nauczal Kosciol odnosnie roli kazdego katolickiego przywodcy panstwa”.

Niestety, Sobor rezygnuje z idei panstwa katolickiego. W zasadzie przystaje na demokracje liberalna. Papieze powtarzaja: „Kosciol nie zada dla siebie przywilejow, wystarczy mu sama wolnosc”. W nastepstwie takiej decyzji Soboru pojawiaja sie wkrotce szczegolne inicjatywy dyplomatyczne Watykanu. Cytuje w dalszym ciagu abp. Lefebvre’a: „Poniewaz liberalowie zwyciezyli w Rzymie, za posrednictwem nuncjusza w Bernie wymogli oni od biskupa Adama (ktorego dobrze znalem i ktory byl moim przyjacielem), aby raz na zawsze skonczyl z katolickim kantonem Valais. W rzeczy samej konstytucja kantonu Valais glosila, iz religia katolicka jest jedyna religia publicznie uznana przez panstwo; jednym slowem bylo to uznanie Naszego Pana Jezusa Chrystusa za Krola kantonu Valais. I biskup Adam, mimo iz calkowicie przychylny Tradycji (on, ktory podczas Soboru walczyl o spoleczne panowanie Pana Jezusa), wystosowal do wszystkich swoich wiernych list, sugerujac, by kanton Valais zmienil swa konstytucje i oficjalnie stal sie neutralny (...) oficjalnie kanton Valais juz nie jest kantonem katolickim. Kosciol jest w nim uznawany z tego samego tytulu, co pierwsze lepsze prywatne stowarzyszenie, zrownany z innymi religiami, ktore maja prawo zainstalowac sie w Valais”. I dalej: „Otoz we wszystkich krajach uznajacych jedynie Kosciol katolicki (w Kolumbii, Brazylii, Chile etc.) Rzym interweniowal, aby pozostawiono wolnosc innym religiom. Skutkiem tego byla inwazja sekt przybylych z Ameryki Polnocnej, posiadajacych wielka ilosc pieniedzy. Przedtem, aby chronic wiare swoich obywateli, panstwa uniemozliwialy przenikanie tych wszystkich sekt. Jednak w chwili, gdy panstwo juz nie posiada religii i gdy Kosciol domaga sie, aby uznano wszystkie religie, drzwi sa otwarte na osciez. I jestesmy swiadkami niewiarygodnej inwazji...”.

Zalozeniem ustrojowym koncepcji Lefebvre’a jest - jak powiedzialem - radykalny, z duszy i ciala plynacy, a zarazem specyficznie francuski bunt przeciwko Rewolucji, jej ideologii, jej poczynaniom, jej owocom. Autor nie wspomina jednak ani slowem o nad-uzyciach monarchii. Sa one - w jego oczach - niepomiernie mniejsze niz naduzycia Rewolucji. W scislym zwiazku z buntem pozostaje swoista wizja wladzy: nie ma roznicy miedzy natura wladzy religijnej a natura wladzy panstwowej, wladza panstwowa moze swoimi nakazami i zakazami odegrac istotna role w dziele zbawienia czlowieka. W katolickim panstwie bedzie mniej potepionych niz w panstwie niekatolickim. Broniac instytucji „panstwa katolickiego”, arcybiskup jest przekonany, ze prowadzi wojne przeciw pieklu. W wojnie tej potrzebni sa nie tylko swieci, ale rowniez „poswiecone” przez Kosciol panstwo. Gdzie katolicy sa w wiekszosci, panstwo musi nosic na sobie pietno „panowania Pana Naszego Jezusa Chrystusa”. Niestety, Sobor - wbrew „Tradycji” - zaprzeczyl temu wszystkiemu.

Przeklenstwo liberalizmu

Czym jest liberalizm? Jest panoszacym sie w swiecie duchem Rewolucji. Liberalizm zawiera bledy, „(...) ktore sa ostatecznie niczym innym jak bledami rodem z wolnomularstwa. Owe bledy podaja w watpliwosc rozum ludzki: nie ma juz prawdy ostatecznej, nie ma juz prawdy absolutnej. Podaja rowiez w watpliwosc wole. Nie ma juz praw, czlowiek jest wolny. Podaja wreszcie w watpliwosc sumienie: sumienie nie jest zobowiazane do przestrzegania prawa. Wolnosc sumienia, wolnomyslicielstwo, wolnosc prasy, wolnosc nauczania, wszystkie te wolnosci stanowia czesc zespolu bledow potepianych przez papiezy przez poltora wieku”.

Arcybiskup nie podpisuje soborowej deklaracji o wolnosci religijnej. W niej to bowiem liberalizm uwil sobie najwieksze gniazdo. Oto odnosny cytat z deklaracji: „Obecny Sobor Watykanski oswiadcza, ze czlowiek ma prawo do wolnosci religijnej. Tego zas rodzaju wolnosc polega na tym, ze wszyscy ludzie powinni byc wolni od przymusu ze strony czy to poszczegolnych ludzi, czy to zbiorowisk spolecznych i jakiejkolwiek wladzy ludzkiej, tak aby w sprawach religijnych nikogo nie przymuszano do dzialania wbrew jego sumieniu ani nie przeszkadzano mu w dzialaniu wedlug swego sumienia w zyciu prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w lacznosci z innymi, byle w godziwym zakresie. Poza tym oswiadcza, ze prawo do wolnosci religijnej jest rzeczywiscie zakorzenione w samej godnosci osoby ludzkiej, ktora to godnosc poznajemy przez Slowo Boze i samym rozumem. To prawo osoby ludzkiej do wolnosci religijnej powinno byc w taki sposob uznane w prawnym ustroju spoleczenstwa, aby stanowilo prawo cywilne”.

Dlaczego przytoczony tekst nie mogl sie pomiescic w glowie Lefebvre’a? Do skojarzen z Rewolucja doszedl jeszcze szacunek dla prawdy i ludzi, ktorzy sa nosicielami prawdy. Sobor snuje swe liberalne pomysly, majac na oku godnosc czlowieka. Godnosc czlowieka - stwierdza - jest taka sama zarowno w przypadku tych, ktorzy zyja w prawdzie, jak tych, ktorzy bladza. Chrystus umarl za wszystkich, zarowno za bladzacych, jak bedacych w prawdzie”. Gdzie godnosc jest taka sama, tam i prawa musza byc takie same. Abp Lefebvre protestuje: nie mozna na jednej plaszczyznie stawiac prawdy i bledu. Trzeba odroznic „godnosc radykalna” (poczatkowa) od „godnosci terminalnej” (koncowej). Wszyscy ludzie maja taka sama „godnosc radykalna” - zarowno bladzacy, jak zyjacy w prawdzie. Nie wszyscy jednak maja taka sama „godnosc terminalna” - ci, ktorzy zyja w prawdzie i pozostaja w stanie laski uswiecajacej, stoja wyzej od bladzacych. Skoro tak, sama prawda i oparta na niej sprawiedliwosc domagaja sie, by katolicy mieli w panstwie wieksze prawa i latwiejszy dostep do wladzy niz reszta „pogubionych”.

Mozna oczywiscie zapytac: kto poswiadczy, ze dana religia czy dane wyznanie jest „prawdziwe”, a inne „falszywe”? Oczywiscie, swiadcza o tym sami wyznawcy. Poniewaz jednak trudno sobie wyobrazic, by wyznawca jakiejkolwiek religii twierdzil, ze jest bledna, mamy w panstwie tyle „prawd”, ile religii i wyznan. Czy wszyscy maja wtedy robic ustepstwo na rzecz katolikow? A jesli nie zechca, czy w stosunku do opornych mozna uzyc przemocy? Arcybiskup sadzi, ze oddanie pelnej sprawiedliwosci prawdzie katolickiej jest mozliwe wylacznie tam, gdzie katolicy maja wiekszosc, np. we Wloszech, w Hiszpanii czy w Polsce. Gdzie pozostaja w mniejszosci, musza - oczywiscie - akceptowac to, ze beda tylko „tolerowani”, wciaz jednak maja obowiazek walki o uznanie ich za „nosicieli prawdy” i wszelkie tego uznania konsekwencje.

Jesli jednak racje arcybiskupa sa tak oczywiste, dlaczego nie znalazly uznania u wiekszosci ojcow Soboru? Czyj wplyw okazal sie silniejszy od swiatla oczywistosci? Abp Lefebvre tlumaczy wlasna kleske „wplywami masonerii”. Hipoteza masonerii odgrywa w jego pogladach role kluczowa. W istocie rzeczy masoneria jest pewnikiem, ktory wyjasnia mu kazda katastrofe Kosciola. Masoneria jest w zasadzie wszedzie, gdzie tylko swita mysl liberalna. Arcybiskup jest wzorcowym przykladem wyznawcy „spiskowej teorii dziejow”. Jego podejscie do Soboru jest czescia antymasonskiego sledztwa.

Wynik sledztwa jest nastepujacy: „Zatem wszystkie te sprawy wskazuja nam, iz - jak to juz mowil swiety Pius X - nieprzyjaciel przeniknal do wnetrza Kosciola, ze, tak jak oznajmila Matka Boska z La Salette i prawdopodobnie rowniez jak jest to powiedziane w trzeciej tajemnicy fatimskiej, znajduje sie on na najwyzszych szczeblach. A wiec, jezeli nieprzyjaciel jest rzeczywiscie wewnatrz Kosciola, czyz nalezy mu byc poslusznym?”.

Raz jeszcze przyjrzyjmy sie wywodom arcybiskupa. Rewolucja, liberalizm, masoneria, ucieczka od „krolowania Pana Naszego Jezusa Chrystusa”. Gdzie lezy blad koncepcji? Blad jest subtelny, trudno uchwytny, ale fundamentalny. Bledem jest koncepcja stosunku religii i polityki: religia, ktora miala na poczatku inspirowac okreslone posuniecia polityczne, zostaje w jakims momencie zamieniona w srodek do osiagniecia wladzy politycznej. Logika jest taka: poniewaz jestem katolikiem i znam prawde, mam prawo do rzadzenia w panstwie. Srodek stal sie celem, a cel srodkiem. Powtarza sie sytuacja z czasow po Edykcie Mediolanskim: ktokolwiek chce miec znaczenie na dworze cesarskim, niech przyjmuje chrzest.

Przejdzmy teraz na nasze podworko.

Od naiwnosci do dojrzalosci

Naszym sarmackim integrystom brakuje, oczywiscie, teologicznego poglebienia. Mimo to podobienstwa rzucaja sie w oczy. Mamy zatem niezwykle ostre ataki na liberalizm. Mamy szermowanie pojeciem „prawdy” i mamy podobne nastawienie do masonerii, ktora jest mocniejsza od Ducha Swietego. Poza tym mamy wiele emocji i resentymentow, ktore sa prosta reakcja na niezrozumiale wydarzenia. Co jednak szczegolnie daje do myslenia, to zahamowanie refleksji u progu sprzecznosci, w ktore ow integryzm popada. Lek przed refleksja jest lekiem przed widokiem sprzecznosci. Integryzm sarmacki robi wrazenie, jakby nieustannie uciekal przed soba.

Jakie wewnetrzne sprzecznosci go przerazaja?

Pierwsza to stosunek do doktryny Soboru, a w szczegolnosci koncepcji praw czlowieka Jana Pawla II. Abp Lefebvre wiedzial, ze jego integryzm nie daje sie pogodzic z jednym ani drugim. Stwierdzal jasno: poniewaz Kosciol popadl w zaleznosc od demona liberalizmu, nalezy odmowic posluszenstwa Kosciolowi. O Janie Pawle II mowil: „slaby czlowiek”. Gdyby byl „mocny”, to by go poparl przeciwko Kurii. Nasi integrysci nigdy tak nie powiedza. Zrobia wszystko, by miec opinie „katolikow papieza Wojtyly”. Przy okazji nie zauwaza krytycznych sugestii, ktore pod ich adresem plyna ze szczytow hierarchii. Beda halasliwie bronic „wartosci”, odwracajac glowe od skierowanej do nich uwagi, ze powinni poddac sie kierownictwu Episkopatu. Kazda uwage krytyczna pod swoim adresem potraktuja jako atak. Nie moze to byc, oczywiscie, atak na wady, bo takich nie maja, lecz wylacznie na cnoty, a cnota jest to, ze przelamali liberalny monopol informacyjny. Wchodzac naiwnie na droge Lefebvre’a, wierza, ze pojda nia „inaczej”, bo kto jak kto, ale „Sarmata potrafi”.

Druga sprawa i druga sprzecznosc laczy sie z liberalizmem. Lefebvre’a okreslenie liberalizmu wylania sie z doswiadczen ofiary rewolucji. Dla ofiar rewolucji slowo „wolnosc” kojarzy sie jednoznacznie z konfiskatami, gwaltami, gilotyna. Sprobujmy jednak zmienic punkt widzenia i zapytac: Jakie znaczenie moze miec liberalizm i zawarta w nim idea wolnosci dla ofiar tyranii - dla francuskiego chlopa czy polskiego powstanca? Zwlaszcza ten ostatni punkt widzenia jest dla nas dosc istotny. Abp Lefebvre jest frankocentryczny. Czy w spojrzeniu na sprawe wolnosci nie mozemy byc polonocentryczni? Zapytajmy zatem, czym byla wolnosc dla polskiego powstanca - dla tego, kto walczyl i umieral „za nasza wolnosc i wasza”? Czy oznaczala ona - jak chce Lefebvre - ze nie ma juz zadnej „prawdy ostatecznej, prawdy absolutnej”? Albo ze nie ma juz „zadnych praw”? Czy wolnosc uczynila z powstancow „ludzi bez sumienia”? Stawiam te pytania, by pokazac, jak rozne moze byc rozumienie natury wolnosci w zaleznosci od tego, czy stoi sie obok tronu, czy dzwiga sie na grzbiecie ciezar utrzymania tronu. Jesli polski powstaniec - mysle, ze takze niejeden francuski buntownik - umieral „za nasza wolnosc i wasza”, to po to, by dzieki odzyskanej wolnosci nikt nie podawal swych mniej lub bardziej osobistych pogladow za prawdy absolutne i nie glosil, ze decyzje tyranow - chocby takie, jak traktaty rozbiorowe Polski - sa prawem boskim.

Kosciol w Polsce jakos to rozumial. Nie weszyl ducha masonerii wokol Kosciuszki, Dabrowskiego, Poniatowskiego, choc gdyby weszyl, to pewnie by cos wyweszyl. Czy rozumial to rownie dobrze Rzym, Paryz? Wiemy, ze roznie z tym bywalo. Dzisiaj nasi naiwni integrysci maja z tym powazny problem. Z jednej strony powoluja sie na tradycje narodowa i chca, by wszystko w Polsce bylo „polskie”, poczynajac od „polskiej wiary”, konczac na „polskiej” pascie do butow, a z drugiej strony odcinaja z polskiej tradycji owe „za nasza wolnosc i wasza”. Nie wiedzac, jak rozwiklac te sprzecznosc, wola na nia nie patrzec.

Co w tej sytuacji znacza takie wypowiedzi, jak dramatyczna wypowiedz Prymasa i prosta, trzymajaca sie ziemi, wypowiedz sekretarza Episkopatu?

Porownalbym je do wypowiedzi lekarza przy chorym, ktoremu wydaje sie, ze jest zdrowy jak rydz. Lekarz zobaczyl chorobe i odpowiednio ja nazwal. Lekarza zaniepokoilo „upolitycznienie katolicyzmu”, w wyniku ktorego inspiracja religijna w polityce przeszla w inspiracje polityczna w religii, i to, co mialo byc celem, stalo sie srodkiem do celu, a co srodkiem - celem. Sarmaccy integrysci dokonuja „upartyjnienia katolicyzmu”. Mowi sie dzis ludziom, ze oto razem budujemy wspolnote modlitwy, a jutro sie im powie, ze my, jako „wspolnota modlitwy”, powinnismy glosowac na te, a nie inna, w dodatku watpliwie demokratyczna, partie polityczna. Wtedy powstaje pytanie: O co wlasciwie chodzi, ze Jacek Kuron jest odpowiedzialny za Katyn, ze Hanna Gronkiewicz-Waltz ma niejasny rodowod, ze Bronislaw Geremek jest rzecznikiem najgorszej odmiany liberalizmu („prawda” ta zostala ogloszona w dniu jego wizyty u Ojca Swietego), ze Leszek Balcerowicz zrujnowal polska gospodarke itp. itd. To czy „prawdy” te mieszcza sie w horyzoncie chrzescijanskiego rozumienia ludzkiej godnosci, czy w horyzoncie walki o wladze?

W tej sytuacji powstaje wzmiankowany „Komitet Wspierania”. Ale co znaczy to slowo „wspieranie”? Czy chodzi o to, by „wesprzec” rozglosnie i wyprowadzic ja z zakola, w ktore wplynela, czy o to, by wyleczyc lekarzy, ktorzy w zdrowego wpieraja chorobe? Co do tego powinna byc jasnosc, bo inaczej bedzie smiesznosc. A smiesznosc polegalaby na tym, ze ludzie kompetentni w sprawach inzynierii czy medycyny uwazaliby, iz sa rowniez kompetentni w sprawach teologii i prawa kanonicznego.


 Powrot do strony glownej
Powrot do strony - Prasa o Rydzyku

E-mail
 

(C) Marek Klodarczyk